SUKCES LITERACKI DOROTY HARĘŻLAK

21 marca 2017 r. w Szkole Podstawowej Łękach odbyło się uroczyste podsumowanie Konkursu Literackiego Inspirowanego Twórczością Marii Konopnickiej organizowanego pod patronatem Burmistrza Gminy Kęty w Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Łękach.
W tym roku uczestnicy konkursu mieli nadesłać opowiadanie na temat: „A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto, z łez  ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto” lub bajkę: „Czy to bajka czy nie bajka, myślcie sobie, jak tam chcecie, a ja przecież wam powiadam krasnoludki są na świecie”.
Uczennica naszej szkoły Dorota Harężlak z klasy II A gimnazjum wybrała opowiadanie. Za swoją pracę pt. „Kolory” otrzymała I nagrodę. Jury doceniło realizację tematu, treść i warsztat pisarski.
Należy wspomnieć, że to już kolejny sukces Doroty, w ubiegłym roku, w I edycji tego konkursu, zdobyła II miejsce, a w konkursie prozatorskim organizowanym przez Dom Kultury w Kętach w ramach projektu „ojczysty- polski- mój 2016” uzyskała I miejsce.

Życzymy Dorocie kolejnych sukcesów i zapraszamy do lektury nagrodzonej pracy.

 Jolanta Herl

DOROTA HARĘŻLAK

KOLORY

 

  W rzeczywistości, w której dotyk drugiej osoby zostawiał barwny ślad na ciele, życie naprawdę było kolorowe. Pokryta wieloma odcieniami Czerwieni, Błękitu, Żółci czy Zieleni skóra nigdy nie była zbyt blada czy zbyt zmęczona – wystarczyło jedno muśnięcie i już! jej ubarwienie zmieniało się jak tęcza. Dla niektórych było to wybawienie, dla innych – prawdziwy koszmar.
  Connor Wayne zawsze nosił swetry i koszule z długimi rękawami, a w razie możliwości również długi płaszcz. Stałą częścią jego garderoby był gruby szal w rzucających się w oczy kolorach jaskrawej czerwieni i rozjarzonym niebieskim oraz wełniane rękawiczki. Burza czarnych, falowanych włosów potrafiła zakryć połowę jego twarzy, więc nie martwił się już czapką ani innym nakryciem głowy i z brodą wciśniętą za postawiony kołnierz trenczu maszerował przez miasto.
  Koloryt jego skóry przypominał suchą ziemię i popiół. Wielkie, Popielate plamy pokrywały każdy fragment jego ciała, a gdzieniegdzie pojawiała się ta najstraszniejsza, najbardziej odrzucająca – Czerń, której bał się on sam. Z niechęcią zdejmował ubrania i podcinał włosy, tak dokładnie przysłaniające jego „chorą” skórę i równie opornie integrował się z Kolorowymi, ludźmi, których korpus jarzył się barwami jak bożonarodzeniowe łańcuchy. Bał się odrzucenia, jakiego doświadczał, bał się kolejnych ciemnych kleksów i kolejnych nieprzychylnych spojrzeń ze strony nieznajomych. Z zazdrością pochłaniał wzrokiem długie linie lub kropki lub inne, wymyślne wzory, tak pełne barw – Malinowej miłości, Liliowej troski czy Zielonej radości na rękach i szyjach spotykanych osób. Czasem, bardzo rzadko, lecz wciąż, mógł zobaczyć na czyjejś twarzy maleńkie plamki Złotego, koloru tak pozytywnego, że nie mógł równać się z żadnym jednym uczuciem.
  Tak i teraz, Connor stał przed kioskiem i przerzucając niedbale strony gazety, ukradkiem wpatrywał się w dwójkę młodych ludzi, prawdopodobnie parę, siedzących na murku i przeglądających coś w komórce jednego z nich. Dziewczyna machała wesoło nogami i przesuwała palcem po ekranie, chichocząc pod nosem za każdym razem, a chłopak wtórował jej, żując dużego pączka. Co parę sekund stykali się ramionami, łokciami lub odsłoniętymi nogami, a na ich skórze wykwitały coraz to nowe kolory – Niebieski, soczysty Zielony, Różowy, Pomarańczowy, pogodny Burgundowy, Wrzosowy… Od ich intensywności zaczynało kręcić mu się w głowie, więc tylko odłożył czasopismo na swoje miejsce, odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
  Przez lata mógł zauważyć, że niewielu było ludzi takich on – Szarych, nudnych i porzuconych. Większość cieszyła się różnorodnością barw, żyjąc w szczęśliwych rodzinach, mając pracę, którą kochała. A on? On był samotnym bibliotekarzem, introwertykiem i milczkiem, z twarzą w bladych odcieniach. Taki stan rzeczy trafiał się najczęściej ludziom w średnim wieku i bardzo starym, ale Connor jeszcze nigdy nie widział Szarego dziecka czy nastolatka. Mógł powiedzieć o sobie, że był ewenementem.
  Dlatego jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a usta rozdziawiły, kiedy właśnie wtedy, idąc ulicą, zobaczył skuloną pod murem kamienicy młodą dziewczynę, śliczną anielicę – pokrytą Szarością. Drżała na ciele i bezradnie pocierała rękoma ramiona, próbując zyskać choć trochę ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Jeszcze świeża Czarna smuga na jej prawym policzku ściekała ku podbródkowi pod naporem strumienia łez, wypływającego spod jej półprzymkniętych powiek.
  Connor najpierw obejrzał się na boki, a potem powoli podszedł do niej i klęknął obok.
  - Hej – powiedział cicho i delikatnie widząc, że jego nagłe przybycie spłoszyło dziewczynę, która zaczęła miętosić kasztanowe włosy i zakrywać nimi twarz. Poczekał, aż uspokoi się i spojrzy na niego.
  - Hej – odparła w końcu. Chłopak zauważył, że przygląda się jego czarnym rękawiczkom, więc ściągnął je prędko i wyciągnął do niej jedną rękę.
  - Jestem Connor – przedstawił się i kiedy ujęła jego dłoń w swoją mniejszą, całą Popielatą, ścisnął ją zdecydowanie, lecz nie za mocno. Na jej palce wypłynął kolor Liliowy i Żółta ciekawość, zaś jego własne pokryły się Granatowym strachem i resztkami Czerni, którą ciemnowłosa miała też na rękach.
  - Ojej, przepraszam, nie chciałam, przepraszam – wyjąkała prawie szeptem; natychmiast wyszarpnęła własną dłoń, ale Wayne zdążył poczuć jej Brązową panikę i przez chwilę poczuł się nią sparaliżowany, jednak nie trwało to długo. Wysunął w jej kierunku rękę i tym razem dotknął jej odkrytego przedramienia.
  - Nic się nie stało – odpowiedział, gdy spokojny Brzoskwiniowy ułożył się w dużą plamę na jej skórze. Nadal drżała, ale w miarę, jak Brzoskwiniowy sięgał w coraz to głębsze warstwy Szarości, oddychała równiej. Connor obdarzył ją lekkim uśmiechem i ściągnął szal oraz płaszcz, zostając w samej niebieskiej koszuli. Płynnym ruchem nakrył jej wąskie plecy prochowcem, a Szaro-Białą szyję owinął grubym szalem, dzięki czemu jej drgawki prawie zanikły. Teraz to on czuł przenikliwy chłód jesieni, lecz go zignorował.
  - Nessa – odezwała się nagle dziewczyna i dopiero po chwili Connor zrozumiał, że tak się nazywa.
  - Bardzo ładne masz imię, Nessa – posłał jej drugi, trochę pewniejszy uśmiech, i pomógł jej wstać. Była od niego niższa o głowę, miała bardzo chude nogi i sprawiała wrażenie, jakby mocniejszy podmuch wiatru mógł ją przewrócić.
  - Masz ochotę na herbatę albo gorącą czekoladę? – dodał. Nessa niepewnie wsunęła ręce do wielkich kieszeni jego płaszcza i zanurzyła nos w szalu.
  - Z chęcią – odparła cichutko.
  Kwadrans później siedzieli przy ladzie w niewielkiej kawiarence na rogu i ogrzewali zmarznięte ręce ciepłem kubków. Connor zamówił dla siebie herbatę z miodem (kawa jakoś nie przypadła mu do gustu), a dla Nessy pokaźny kubek słodkiej, płynnej czekolady z piankami i cynamonem. Pociągając długi łyk z zadowoleniem zauważył, że Brzoskwiniowy rozlał się od jej ramienia aż do nadgarstków, które wystawały spomiędzy rękawów.
  - Już lepiej? – zapytał ją, kiedy wyławiała łyżeczką jedną piankę. Czerń jej palców kontrastowała z białą ceramiką sztućca.
  - Mhm – odmruknęła cicho, spoglądając na niego spod długich rzęs i po raz pierwszy, odkąd ją zobaczył, Connor ujrzał jej uśmiech. Wciąż był to pełen wahania płochliwy grymas, ale oznaczał polepszenie jej nastroju. Na sekundę jej wzrok opadł na jego dłonie, które nadal zabarwione były na Granat, Brąz, Szarość i straszną Czerń.
  - A ty? – spytała nieśmiało. Spojrzał na swoje ręce oplatające kubek; ciemne kolory zamykały się wokół kremowego naczynia.
  - Przyzwyczaiłem się – odpowiedział lekko i żeby ukryć zmieszanie, napił się parzącej język herbaty. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy.
  - Nie brzmi to zbyt dobrze – mlasnęła z nutą niezadowolenia. – Dawaj.
  Zanim zdążył zarejestrować, co się dzieje, złapała jego dłonie w swoje, a seria barw i uczuć na chwilę zbiła go z pantałyku. Na jego palcach, kłykciach, nadgarstkach rozlał się Liliowy i Burgundowy, delikatny Różowy i serdeczny Jasnobłękitny i Brzoskwiniowy. Connor na chwilę stracił dech, kiedy po raz pierwszy od miesięcy poczuł na skórze coś miłego, a Ness z wesołym chichotem odsunęła się, ale nim zabrała rękę, na dłoni chłopaka wykwitł jaskrawo Zielony kleks radości.
  - Od razu lepiej – oświadczyła dumnie i napiła się czekolady.
  Connor dokładnie obejrzał dłonie; przez tęczowe warstwy nie prześwitywała nawet drobinka Szarości, dzięki temu chłopak miał wrażenie, że to nie jego ręce. Zamiast powiedzieć „dziękuję”, sięgnął do policzka Nessy, na którym wraz z dotykiem rozlała się wdzięczna Fuksja, skrupulatnie zakrywająca Czerń.
  - Wydaje mi się, że jesteśmy kwita – zauważył, gdy się odsunął i z uśmiechem obserwował reakcję dziewczyny. Nessa, po tym jak minęło jej zaskoczenie, znowu napiła się gorącego napoju i wytarła usta wierzchem dłoni. Liliowy zabarwił się na brzegach na jasny brąz.
  Connor uśmiechnął się szerzej.
  - Chociaż… Co powiedziałabyś na kino?

 

Script logo