"WŁOSKA ROBOTA", CZYLI DZIEŃ Z ŻYCIA CZWARTOKLASISTY.

„Włoska robota”, czyli dzień z życia czwartoklasisty

 

Ciekawe jest życie czwartoklasisty zwłaszcza, gdy jest się uczniem klasy 4a. Nasi uczniowie na nudę czy monotonię narzekać zdecydowanie nie mogą. Środa 9.01.2019 r. rozpoczęła się dość standardowo. Lekcja wychowania fizycznego, ale potem się zaczęło!   Jako że przyszło nam zrealizować lekcję wychowawczą poświęconą ciekawym zawodom, postanowiliśmy zgłębić tajemnice „kręcenia pizzy”. Nasi dzielni kucharze już kilka dni wcześniej dopracowywali receptury, w szczególności burzliwie dyskutowali o tym, co na pizzy się znajdzie. Ogólnie powiem tak. Miało być skromnie, ale na bogato, czyli na ciasto planowali nałożyć wszystko, co tylko będzie można. Około godziny 10.00 grupa uczniów wraz z opiekunami pojawiła się w restauracji Mimoza. Na początku arcyciekawy wykład o historii pizzy. Dzieciaki dowiedziały się o greckich korzeniach tego placka a także o związkach Królowej Małgorzaty Sabaudzkiej z pizzą, czyli skąd wzięła się nazwa „ pizza Margherita”? W ciekawy sposób prelegent opowiedział o funkcjonowaniu restauracji, omówił również zasady savoir-vivre tam obowiązujące. Jeszcze tylko obowiązkowe mycie rąk, włożenie czapek i fartuchów i można było brać się do roboty. Niby prosta rzecz, ale zagniatanie ciasta i formowanie z niego krążków pochłonęło uczniów bez reszty. Wszyscy spisali się wspaniale a jeśli były problemy, obsługa restauracji chętnie śpieszyła im z pomocą. W końcu nadszedł moment najważniejszy, czyli co na tym cieście położyć. Fantazja naszych uczniów nie ma granic i z całą pewnością stworzyli niezwykłe kompozycje smakowe. Czasami tak niezwykłe, że patrzyłem na ich dzieła a potem na nich z troską i pewną obawą. Całkiem niesłusznie jak się okazało, bowiem absolutnie nic się nie stało, każdą autorską pizzę starannie opisano, po czym powędrowały do pieca. Kilkanaście minut i rozpoczęła się degustacja. Jak wcześniej napisałem, moje obawy były płonne, bo ich dzieła wyglądały wspaniale a smakowały jeszcze lepiej. Nadszedł też czas wymian, czyli „… daj mi Twojej, a ja Ci dam trochę mojej”. Radosne ucztowanie pewnie trwałoby jeszcze godzin kilka, lecz bezlitośni wychowawcy po dwóch godzinach zarządzili koniec biesiadowania. Uczniowie pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie i w zasadzie tylko tyle. Nie został nawet najmniejszy kawałek pizzy, bo te, których nie zjedli starannie spakowali, by częstować rodziców w domu. I oczywiście wiem, że zimne, to już nie to samo, ale świadomość, że jadło się pizzę zrobioną własnoręcznie przez ukochane dziecko sprawiła, że smakowała wspaniale.

Bardzo dziękujemy pracownikom restauracji Mimoza za stworzenie wspaniałej atmosfery w trakcie tej niezwykłej lekcji. Dzieciaki bawiły się przednio a przy tym sporo się nauczyły. Jeszcze raz tradycyjne już chapeau bas.

                                                                                                                                  R.T.

Zapraszam na fotorelację.




































 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Script logo